“Kobieta w muzyce kojarzy
mi się ze zmysłowością, tajemnicą, pokuszeniem, ciepłem. Powinna zarówno
ekscytować, pociągać, jak i uspokajać. Czyli tak jak co dzień potrafi zachowywać
się w stosunku do płci przeciwnej - albo pobudzać do życia, albo koić kiedy
trzeba.”
Taki właśnie jest debiutancki album
Katarzyny Skrzyneckiej zatytułowany “Pół księżyca”. Różne nastroje, różne
rytmy i kilka wspólnych mianowników. Swoje wyobrażenie na temat roli kobiety
w muzyce - również jako kompozytorki, autorki tekstów, nie tylko wokalistki
- Katarzyna postanowiła po prostu wcielić w życie.
“Po pierwsze jest to muzyka gorąca.
Musi mieć w sobie jakieś emocje, dobre uczucia. A jeżeli jeszcze to wszystko
jest przełamane brzmieniem jazzowym, jeżeli dochodzą elementy muzyki afrykańskiej,
albo orientalnej, to tworzy się atmosfera pięknej plaży i zachodzącego
słońca. Lubię też hiszpańską muzykę - flamenco, salsę, wszystkie południowe
rytmy. Słychać to zresztą na mojej płycie - jest jedna bossa nova, jedna
salsa. Oba utwory sama napisałam. Moja jest również tytułowa “księżycowa
ballada” - w tle słychać trąbkę godną Milesa Davisa.”
Ktoś kto znał Katarzynę Skrzynecką
jedynie jako aktorkę, przekona się już po wysłuchaniu kilku pierwszych
wersów piosenki “Szkoda naszych łez”, że śpiewanie to w jej przypadku ani
kaprys, ani przypadek. Mocny, dobrze ustawiony głos, wyczucie nastroju,
różnorodność interpretacji. A wszystko zaczęło się...
“Zaczęło się od cymbałków, pianinek
dla dzieci. Nikt mnie nie uczył grać, ale ja sobie na tych dziwnych instrumentach
wystukiwałam melodię, którą przed chwilą usłyszałam. Nuciłam różne piosenki
z radia - bardzo czysto, ale w bliżej nieokreślonym języku, bo angielskiego
wtedy nie znałam. Takie tam szmibu-dibu-tuara-guera. Stałam przed lustrem,
mikrofon ze skakanki.”
Choć w rodzinie Katarzyny nie było
żadnych specjalnych muzycznych, ani artystycznych tradycji, rodzice dostrzegli
raczkujący talent córki i posłali ją do szkoły muzycznej. Wykształcenie
żmudnie zdobywane popołudniami teraz procentuje.
“Skończyłam wydział fortepianu
i wokalny. Dzięki temu umiem komponować, zaakompaniować sobie, zrobić zapis
nutowy, “odcyfrować” muzykę z taśmy.”
Katarzyna Skrzynecka zadebiutowała
jako piosenkarka na Festiwalu Piosenki Francuskiej w 1989 roku. Zdobyła
wtedy Grand Prix, wyjechała na stypendium do Paryża. Rok później odniosła
chyba jeszcze większy sukces - wygrała konkurs debiutów na festiwalu w
Opolu (była już wtedy na pierwszym roku PWST). Od tego czasu zaczęła rozkwitać
jej współpraca z Włodzimierzem Korczem, kompozytorem, ale też i pianistą
akompaniującym Katarzynie podczas występów recitalowych. Na repertuar składały
się przeboje musicalowe, standardy - jak sama mówi - “jazzawe”, utwory
własne i napisane dla niej przez zaprzyjaźnionych kompozytorów.
Podpisany rok temu kontrakt z firmą
Sony Music Poland pozwolił wreszcie Katarzynie Skrzyneckiej na nagranie
płyty - “Pół księżyca”. Aż dziwne, że po wielu sukcesach koncertowych musiała
tak długo czekać na swój fonograficzny debiut. Może po prostu zbytnio pochłaniały
ją obowiązki aktorskie.
“Muzykę zawsze traktowałam jako
swój drugi, równoległy do aktorstwa, zawód. Gdy mnie ktoś spyta kim jestem,
odpowiem, że po pierwsze aktorką. Ale staram się nie traktować muzyki po
macoszemu. Bardzo dużo jej słucham, mam w domu mnóstwo płyt z muzyką filmową,
jazzową, muzyką ethno, muzyką medytacyjną, pełną przestrzeni. Uwielbiam
Sade, Stinga...”
Obie swoje pasje, oba zawody potrafiła
czasami łączyć. Choćby występując na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
- nigdy jako uczestnik konkursu, zawsze jako gość zaproszony do udziału
w gali. Pojawiała się też w różnych telewizyjnych programach muzycznych,
widowiskach kabaretowych. Już na początku studiów zaczęła dość dużo grywać
zarówno w filmach, jak i w teatrze. W 1994 roku została wyróżniona nagrodą
im. Zbyszka Cybulskiego, przyznawaną młodym aktorom o nieprzeciętnej indywidualności.
Ceni sobie współpracę z wieloma znakomitymi reżyserami - m.in. Kazimierzem
Kutzem, Janem Kidawą-Błońskim, Stefanem Chazbijewiczem, Mariuszem Trelińskim,
Januszem Wiśniewskim, Maciejem Dutkiewiczem. Grała u boku tak wspaniałych
aktorów jak Gustaw Holoubek, Janusz Gajos, Jerzy Zelnik, Marek Kondrat.
Wśród swoich największych filmowych sukcesów wymienia nie tylko kasowe
przeboje w rodzaju “Nocnego graffiti”, ale i piękne filmy, które nie zostały
należycie docenione - np. “Księga wielkich życzeń”, “Podróż na wschód”.
Obecnie jest związana ze sceną Teatru Powszechnego, gościnnie występuje
też w teatrze Komedia.
Ogrom obowiązków związanych z aktorstwem
i muzyką zamiast męczyć Katarzynę Skrzynecką, raczej ją inspiruje. W tekstach
z płyty “Pół księżyca” - których większość napisała sama - namawia nas...
Zresztą niech sama o tym powie.
“W wielu swoich piosenkach śpiewam
o braku czasu, braku umiejętności smakowania życia, które nam cholernie
szybko ucieka między palcami. Nieraz się wydaje, że jest po drodze wiele
nieważnych drobiazgów, którymi człowiek się nie cieszy, bo ma jakiś swój
wielki, nadrzędny cel. Nie mamy czasu cieszyć się sobą nawzajem, pomagać
sobie. Dopiero po niewczasie oglądamy się za siebie i nie daj Boże mówimy
- A mogłem żyć inaczej. Mogłem kogoś polubić, docenić, pokochać. Mieć trochę
więcej radości z tego życia. Nie tylko wieczna praca, wieczny pęd.”
Teksty Skrzyneckiej, nawet gdy zawierają
refleksje uniwersalne, są bardzo osobiste.
"Podczas nagrań obecność realizatorów
momentami mnie nawet peszyła. Bo nagle odkrywam przed obcymi ludźmi swoje
głęboko dotąd chowane myśli, czy tęsknoty. Zdałam też sobie sprawę, że
kilka z moich tekstów to erotyki...”
|